Lot nad Świętym Krzyżem

No wreszcie trochę posypało śniegiem u nas w puszczy jodłowej. Moja tajemna chatka też jest biała, ale ciepła, bo mi zwierzęta na zimę naznosiły opału. Mam chrust i suche liście. Tym się grzeję i mam cieplutko jak w pałacu księżniczki.  Ale przez ten brak śniegu nie możemy ze zbójem Madejem odkryć, kto obcy grasuje w lesie i straszy mi zwierzęta. Sądziłam, że na śniegu łatwo będzie przydybać gagatka po zostawionych śladach. Ale śladów nie ma, bo śnieg ciągle nie padał i nie padał. Nastraszyło nas raz nie powiem. Polecieliśmy na mojej miotle w sam środek puszczy. Była północ. Dopiero co wróciłam od jeża Kazia, który z powodu braku zimy miał problemy z zapadnięciem w sen i musiałam zaśpiewać mu kołysankę. I prosto od Kazia skok na miotłę po Madeja i lot na patrol. Ale coś dziwnego zaczęło się już dziać w podczas lotu. Nad Świętym Krzyżem, tuż nad nadajnikiem telewizyjnym tak nas zakręciło, że omal nie spadłam z miotły. Coś ryknęło, naszą miotłę okryła jasna mgła. I to w samym środku nocy. Bardzo dziwne. Słyszałam kiedyś od niemieckiej czarownicy z gór Harzu, że mieli takie niespodziewane jasne mgły w czasie lotu i trapiły ich kiedyś przez kilka miesięcy. Dopiero mnisi z pobliskiego klasztoru, zaczęli jak zaczęli przepędzać czarta, to pomogło. Mgły znikły.  I nigdy więcej się nie powtórzyły. No, ale się martwię, bo może teraz przyszły do nas. Ciekawe kto się za tym kryje. Puszcza Jodłowa od stuleci żyła sobie spokojnie. A teraz dzieje się coś dziwnego. Ostatnio słyszałam nawet, że posąg świętego Emeryka, który wędruje na Święty Krzyż przesunął się od pięć ziarenek piasku, a przecież powinien się przesunąć tylko o jedno. To bardzo wszystko niepokojące.

Podziel się z innymi:
  • Digg
  • del.icio.us
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • Live
  • Technorati
  • Twitter
  • Wykop
  • Gwar

Zostaw odpowiedź